Ci, którzy mnie znają (lub chociaż obserwują na Pintereście) wiedzą, że mam lekkiego szmirdla na punkcie Stonesów. Jestem posiadaczką nie tylko kolekcji ponad trzydziestu płyt, ale również niezliczonych biografii, albumów i filmów na temat zespołu. Mogłabym występować w Wielkiej Grze w temacie Życie i Twórczość The Rolling Stones:) W tym roku obchodzimy pięćdziesiątą rocznice powstania zespołu więc czuję się usprawiedliwiona, że ten temat znowu się tu u mnie pojawia.
Tym razem w postaci wpisu w wędrowniku Martyny. Żurnal nie ma narzuconego tematu, może jedynie lekką sugestię w postaci napisów na okładce " Coś co porusza, z życia wzięte...".
A życie i śmierć tego artysty poruszają mnie i to bardzo!
Założyciel, pomysłodawca nazwy i współtwórca unikalnego klimatu zespołu. Fenomenalny muzyk, multiinstrumentalista, niestety równie szczodrze obdarzony talentem co wybitnie trudnym, makiawelicznym i destrukcyjnym charakterem. Przed dwudziestką miał już trójkę dzieci. Nie trzeba dodawać, że każde z inną dziewczyną. Pierwowzór hipisa:) Pierwszy z "elitarnego" grona dwudziestosiedmio-latków, którzy za artystyczną duszę i sławę zapłacili najwyższą cenę - cenę życia.
Będąc pod wpływem narkotyków i alkoholu utopił się, bądź został utopiony we własnym basenie.
Jego śmierć właściwie do tej pory pozostaje niewyjaśnioną zagadką.
Wpis, jak zawsze u mnie powstał najpierw w wersji digi. Do jego stworzenia posłużyłam się tym rysunkiem znalezionym w sieci, autorstwa Alexa Abulara (gothicathedral).
W mojej wersji wygląda tak:
A tu coś do posłuchania i pooglądania:
Pozdrawiam serdecznie