sobota, 9 lipca 2011

Idąc za ciosem

W poprzednim poście wspominałam o zniszczonej (trochę przez bindownicę, bardziej przeze mnie) okładce. 
Pora aby pokazać, że się nie zmarnowała :)
Nieco "podrasowana", no i w innym formacie stanie się moim własnym art-journalem. Ten poprzedni będzie krążył po Polsce, ten zamieszka w mojej torebce. Przeczytałam kiedyś na blogu jakiejś specjalistki od wypasionych art-journali, że zawsze nosi w torebce journal, klej i cienkopis. Ja też tak będę! :)))
Kurcze, podoba mi się....no serio. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem naprawdę lubię to co mi wyszło. 
Mam tylko nadzieję, że jako specjalistka od niezagospodarowanych okładek, tym razem nie wymięknę i te zszargane postarzaczem strony zapełnię, równie jak okładka atrakcyjnymi wpisami :)







No i to byłoby na tyle. Teraz trzymajcie za mnie kciuki, co by okładka się nie zmarniła :)




8 komentarzy:

  1. boooooskie! przepięknościowy! to teraz czekam tylko na kolejne odsłony zawartości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. i ja i ja - czekam na zawartość. Okładka - boska!!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie zmarnieje na bank :)
    rzeczywiście groźnie wygląda ta babeczka! i jak tu można się jej przeciwstawić?
    świetna okładka!

    OdpowiedzUsuń
  4. świetna okładka:)Czekam na cd...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojesuuu.. Arte - ona jest boska!!!
    Padłam normalnie.
    Niech Ci się dobrze żurnaluje :)

    OdpowiedzUsuń